30 lipca 2012

Zaciążył

Weekend zaliczam do udanych. Pół soboty spędziłam co prawda w kuchni, bo gotowałam obiad oraz przygotowywałam szaszłyki na grilla, na którego zaprosiłam Maća z dziewczyną, ale spotkanie było bardzo miłe ;] Pośmialiśmy się oczywiście. Minusem było tylko to, że moje szaszłyki mi wcale nie smakowały :/ Wszystkim innym niby tak, no ale przecież nie powiedzą, że beznadziejne :> Także następnym razem mam już inną recepturę przygotowania ;] 

Wczoraj znów zostałam zaproszona na obiad do Lubego. Tym razem teren był czysty-babci nie było ;] Zrobiłam rano galaretki z owocami z ogródka (truskawki, dwa rodzaje malin i borówki amerykańskie) ażeby wkupić się w łaski mamy Lubego, ale jej zaje*iste ciasto przyćmiło wszystko ;) Choć oczywiście galaretki zostały docenione :) Reklamówka fasoli szparagowej zerwanej prosto z pędów też :P
Luby wczoraj od samego rana źle się czuł. Bardzo bolały go plecy. Mimo, że wybrał już połowę antybiotyku i początkowo było lepiej to teraz nastąpił jakiś nawrót choroby. Ciepły był, chciał zmierzyć temperaturę, ale bateria w termometrze nie działa :/ (dlatego mimo wszystko jestem zwolenniczką termometrów rtęciowych). W związku z tym, że ma on duży próg odporności na ból stwierdziłam, że nieźle muszą go napieprzać te plecy. Dlatego, gdy zaproponował wizytę w przyszpitalnej przychodni zgodziłam się bez wahania. Trafił do Pani Doktor z jakiejś innej bajki! Minióweczka, sandałki, opalenizna, obwieszona złotem... Nawet białego fartucha nie zarzuciła :/ Stwierdziła, że skoro ma zapalenie mięśni to bierze zły antybiotyk. Temperatury zmierzyć nie chciała, bo "jeśli ją ma to antybiotyk ją zbije". Na szczęście wraz z antybiotykiem zakupiliśmy termometr. Okazało się, że ma 38,6 :/ Zaaplikowałam mu tabletki, umieściłam w łóżku, dałam buzi i nakazałam wypoczynek!

Luby rano sms: "Mam poranne mdłości, chyba zaciążyłem :D albo to od leków"
Umarłam :D
Będę musiała pokochać jak swoje ;)))

6 komentarzy: