31 sierpnia 2012

Komplikacje

Wczoraj miałam przeje*any dzień! Zaplanowałam dużo, ale miałam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.
Niestety schody zaczęły się już w pierwszym punkcie mojego planu, a mianowicie u krawcowej...

Sukienkę miałam odbierać w środę, a gdyby coś nie pasowało to poprawki byłyby na czwartek. W środę krawcowa zadzwoniła żebym jednak w czwartek przyjechała, bo się nie wyrobiła, a jakby co to mi na poczekaniu poprawki zrobi. Pomyślałam: spoko, pewnie i tak nie będzie poprawek, więc odbiorę kieckę i polecę dalej.
Wczoraj pojechałam po odbiór. Dwie babki przede mną, więc czekałam dobre 20 minut, a mój plan dnia powoli się rozregulowywał. Gdy przyszła już moja kolej włożyłam sukienkę-nie dopinam się w biuście. Myślę: jak mnie ku*wa mierzyłaś?? :/ Pani opanowana powiedziała, że trochę mi poszerzy. Ja już wkurzona, bo przecież jak mi poszerzy to wcześniejsze przeszycia i tak widać trochę, a poza tym zobaczyłam dwie zaciągnięte nitki z przodu i szlag mnie trafił, bo gdybym chciała iść w pozaciąganej sukience to wyjęłabym jakąś starą z szafy! Pani jak powiedziała tak zrobiła. Przy drugim założeniu sukienki się dopięłam, ale oddychało się naprawdę ciężko (sukienka jest odcięta pod biustem i moje żebra były tak ściśnięte, że nie wiem czy dałabym radę usiąść!). Mając w wyobraźni pękające szwy spytałam czy da radę jeszcze ją poszerzyć. Pani puściła mi szew z drugiej strony zyskując kolejny centrymetr czy dwa. Gdy przy trzecim mierzeniu miałam nadzieję, że to już koniec, zasuwak odmówił posłuszeństwa!! Myślę: ja pie*dolę!! Pani stwierdziła, że wszyje nowy, bo ten jest niepewny. W tym momencie nie wytrzymałam, bo mijała już godzina odkąd tam weszłam! Powiedziałam, że jestem umówiona do fryzjera, więc wstąpię po sukienkę na powrocie.

Pognałam do domu, zdążyłam zjeść 4 pierogi i już Luby był po mnie. Zawiózł mnie do fryzjerki. Na szczęście czekała na mnie, bo jakaś babka jej zrezygnowała w ostatniej chwili, więc szybko poszło i mam piękny wzorek na pocieszenie :) Od fryzjerki z powrotem do krawcowej. Sukienka już czekała na mnie. Przymierzyłam nie świecąc światła, bo już nie chciałam widzieć tych nitek pozaciąganych. Dostałam 20zł upustu (chyba na flaszkę żeby się nawalić z tego stresu!). Następnie pognaliśmy do serwisu żeby odebrać mojego Chrząszczyka! Był gotowy, piękny i...czysty :D W sam raz na wyjazd! :) Tak pożegnałam Lubego czule i wróciłam 25 km. do domu po drodze odbierając buty od szewca. 

Nie mogłam ochłonąć do późnego wieczora! Dzień zakończyłam malowaniem paznokci, bo jutro impreza, a dziś już wyjeżdżamy :)
W sobotę znów bieg od rana, bo nie znam tego obcego miasta, a o 9 mam fryzjera, o 12 makijaż, a o 14 jest ślub, na który trzeba trochę dojechać!
Chyba będę się tam musiała pożądnie alkoholowo znieczulić na zakończenie nerwowego weekendu ;]

3 komentarze:

  1. Śluby zawsze wiążą się z bieganiną. Pamiętam moje wizyty w u fryzjerów i kosmetyczek, a gdzie tam jeszcze ubranie się i dojazd. Nerwówka jest, ale na zabawie sobie to odbijesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znieczulaj się. Po takim syfie z krawcową trzeba się znieczulić. PS ja bym nie płaciła jak bijacz pozaciągała :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama pozaciągałam jeszcze bardziej podczas imprezy także to była jednorazówka ;]

      Usuń